czwartek

Zabawa zwiazana z moimi urodzinami rozpoczela sie po kolacji i trwala prawie do dziesiatej. Wszyscy bawilismy sie swietnie. Byla coca cola i przekaski. Dostalem kilka laurek i cos do zawieszenia na szyje od dziewczyn oraz Biblie po hiszpansku i figurki z mazapanu od s. Lenki. Biblia duzym drukiem, co zrozumiale w moim wieku. Piekny prezent, kolejna motywacja do zglebiania Slowa i nauki hiszpanskiego jednoczesnie.

Wybaczcie mlodziezy, ze tak malo pisze. Zmeczenie, malo czasu, ale obiecuja, ze cos dodadza. Zwlaszcza zdjecia, a mamy ich troche, na razie z Oyacoto, bo do tej pory nigdzie dalej poza Calderon sie nie wybralismy.

Przed dwoma dniami zachwycilo mnie pranie reczne, pokochalem je prawie tak, jak Asia pranie w pralce. Cztery stanowiska, obok mnie las ninas. Instruuja co i jak, juz czuje sie jak ekspert. Wygodne to, nie trzeba sie nachylac a i pogadac jest kiedy, czlowiek sie nie spieszy, cala gora prania przed nami, super. Woda wprawdzie tylko zimna, ale dzieki szczotce nie odczuwa sie zimna. Zaraz obok linki do powieszenia wyranych rzeczy, zeby tylko pamietac o zdjeciu prania przed deszczem. Z tym najtrudniej.

Dzis obiad musial starczyc na wiele wiecej osob, niz zwykle, niespodiewani goscie, los bomberos i ktos jeszcze. Po obiedzie rozmowy siostr o swych podopiecznych, dzis o tych z najtrudniejszych rodzin. Smutne to losy. W te smutna tonacje wpisuje sie mama s. Patrycji, ktora tymczasem mieszka tu z nami i pomaga w kuchni. Pochowala juz 5 ze swych dzieci, meza.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.