Nadrabianie zaleglosci

Sobota:

Wybralismy sie do Quito, pozwiedzac.  Zaczelismy od jedzenia i na tym sie skonczylo.

Nikt z tego powodu nie narzekal. Znalazlo sie natomiast pare uwag dotyczacych posilku.Przyniesiony za pozno, bez smaku, mieso zylaste. I drogo.

Bez sensu.

Lody natomiast, zjedzone gdzie indziej, bardzo zadowalajace. Troche przypominajace sorbet, czyli jak nalezy, wyraznie czuc smaki.

Skonczylismy i okazalo sie ze jest akurat tyle czasu, by jeszcze skoczyc tylko do informacji i zapytac o Pichinche i juz trzeba bylo wracac. A i tak spoznilismy sie na msze w Oyacoto, polaczonej z fiesta na dzien matki- kolejna. Tanczyly dziewczyny, rozdawano ciasto (na mszy rozdawali tez matkom gozdziki i jakims cudem ja tez jednego dostalam. Hm. Potem dostal sie on Elliotowi ktory postanowil ze chce byc mama), potem pzyjechali mariaci i wyciagneli do tanca wiecej osob. Oba chlopaki daly sie zaciagnac (albo: wbiegly na srodek same, wyrywajac sie jako pierwsze), nawet ja zreszta poszlam na ostatnia piosenke. I fajnie.

Kamila i Milena wyjechaly ze swoimi matkami zaraz potem, wracaja za cztery dni.

 

Niedziela:

Dzisiaj na obiad ryba, oznajmiam ze bardzo dobra. Wszyscy staralismy sie wygrzebac wsrod osci jak najwiecej miesa. Elliot zdecydowal sie zjesc tez oczy (podobno dosyc twarde, wciaz mnie to zastanawia).

OK.

Gramy znowu w kosza, tym razem szczesliwie troche mniej obrazen.

Ponownie pojawila sie siostra Maritza, z tego co wiem na msze.

Ksiadz spoznil sie z pol godziny. Szczesliwie wszystko odbywa sie tu, na terenie misji i nie trzeba nigdzie czekac.

 

Poniedziałek:

Nie ma wody. To zaczyna sie jak dziennik czyichs ostatnich dni ale coz. Nie ma wody.

Trudno.

Wojtek i Elliot siedza w moim przedsionku i ogladaja Potop, juz ktorys dzien z rzedu. Na Pichinche mamy sie podobno wybrac w tym tygodniu, pewnie w czwartek czy cos takiego. Dzisiaj kolejne zakupy w Calderon, aczkolwiek male (miedzy innymi pilka dla dziewczyn, mieksza niz te ktore maja). Przestalo padac i szkoda, bo pranie sie owszem wysuszy, ale upal zaczyna byc nieznosny.

Robimy sok z kupionych naranjii. Bedzie dobrze.

Przygotowuje zdj do wrzucenia, z calego dotychczasowego pobytu, powinny sie wkrotce pojawic na blogu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.