Niedziela wieczor – Darek
Powoli nadchodzi czas podsumowan. Dziekuje Wam za sledzenie naszych opowiesci, za nieliczne wprawdzie, ale wazne dla mnie komentarze.
Pisze te slowa dla Was i uswiadamiam sobie rzecz poniekad oczywista, spolecznosciowa nature czlowieka. Bo bez Was cale moje pisanie na nic by przeciez bylo. Dziele sie obserwacjami i radosc odczuwam jedynie dlatego, ze moze jakis pozytek dla Czytelnika, ktory do CMO w Ekwadorze przybyc nie moze z tych mych zapiskow wyniknie. Bo slowo po to jest, by sie nim dzielic. A dzielenie po to, by radosc w czlowieku zagoscila. Monotematyczny jestem, wiem, ale to wazne, dla mnie, piecdziesieciolatka, odkrycie, teraz po raz kolejny potwierdzone.
Wlasnie skonczylem kolacje, po ktorej dosiadly sie do mnie siostry z Maestra i rozmawialismy o misji, ich zaufaniu do Boga, o swiecie. One tak spokojnie o tym zaufaniu, a mnie zadziwia to niezmiernie i bez konca, jak mozna powazyc sie na tak wielkie dzielo nie majac zadnego zaplecza i pewnosci, co do jutra. Malej wiary czlowiekiem jestem, wniosek z tego oczywisty.
Wczoraj mialem przyjemnosc zawiezc s. Rose do kosicola, by nakarmila robotnikow, spolecznie pracujacych przy budowie parafii. O napoje zatroszczyly sie wczesniej senora Manuelita i Rosario – przygotowaly chiche, a zawiozla ja wczesniej h. Lenka. No coz, katolicy wiedza, ze weselic sie trzeba, zwlaszcza po ciezkiej pracy. A praca niebezpieczna przy tym (lub po tym), kilka razy serce mi do gardla podchodzilo, czy ktos w glowe nie zarobi zjezdzajacym po linie z szalona predkoscia wiadrem.
Potem zostalismy na mszy slubnej, w czasie ktorej para mlodych chrzcila takze dwojke swych dzieci. Niezwykle to troche ale i radosne, cala rodzina tak ku Bogu na raz ruszyc. Domyslacie sie, ze i za tym stoi h. Rosa, ktora o panu mlodym w samych superlatywach sie wyraza.
Potem jeszcze jedna msza i chrzest, po ktorym nastapilo huczne przyjecie. Huczaly przede wszystkim glosniki przywiezione przez profesjonalistow od imprez, tak, aby cala wies wiedziala, u kogo sie bawia. Ale tato chrzczonego dziecka to przesympatyczny mlodzieniec, wszystkich nas z CMO, w tym cudzoziemcow, na impreze zaprosil, i pieknie ugoscil. Z 30 nas przybyla, drugie tyle to rodzina i inni znajomi.
Nie zegnam sie jeszcze z blogiem ostatecznie, moze cos przed wyjazdem trzeba bedzie dopisac.