DZIENNIK PODRÓŻY
POLSKA – EKWADOR
14.07.2019 – 15.08.2019 r.
Dzień 1 14.07 Niedziela
Podróż była bardzo długa. Łącznie 3 loty: Warszawa – Frankfurt; Frankfurt – Panama; Panama – Ekwador. Lot we Frankfurcie się opóźniał więc baliśmy się, że nie zdążymy na kolejny samolot ale wszystko się udało. Zegarek cofnęliśmy o 7h. Po przyjeździe Siostry już na nas czekały na lotnisku. Mimo, iż było ciemno od razu poznawaliśmy piękno miasta. Na kolację dostaliśmy pieczone banany i zająca. Po długim dniu w końcu można położyć się spać.
Dzień 2 15.07 Poniedziałek
Spałem do 10.00. W kuchni czekało już na nas śniadanie. Poznaliśmy się z Siostrami, a także innymi domownikami. Powoli poznawaliśmy podwórko i piękne górskie okolice. Mieszkamy na 2800 m. n. p. m. Całkiem wysoko. Na obiad i kolację zjedliśmy królika. Zmęczenie i aklimatyzacja dają się we znaki. O 16 odprawiliśmy Mszę Świętą. Najbardziej podobał mi się moment przekazania znaku pokoju, kiedy wszyscy bez wyjątku się ściskają życząc sobie pokoju.
Dzień 3 16.07 Wtorek
Dzień zaczynamy wraz z Siostrami o godzinie 6:30 jutrznią. Różni się ona od naszej, jest bardziej spontaniczna. Po śniadaniu wyjechaliśmy do centrum Quito aby zobaczyć Katedrę, a także przywitać się z Biskupem. Oprowadzał nas bardzo uśmiechnięty i radosny Indiański Ksiądz Juan Diego. W przerwie zwiedzania zabrał nas na bułkę z pysznym sokiem z jakiegoś egzotycznego owocu. Następnie pojechaliśmy do drugiego domu Sióstr gdzie na obiad zjedliśmy ośmiornice. Po powrocie do miejsca spoczynku pomodliliśmy sie, zjedliśmy kolację i mogliśmy zakończyć kolejny dzień pełen wrażeń.
Dzień 4 17.07 Środa
Zaczęliśmy dzień jutrznią o 6:30. Różnica czasowa już tak nie przeszkadza. Pierwszy raz poczułem duży dyskomfort w związku z nieznajomością języka Hiszpańskiego. Po śniadaniu i chwili przerwy wyruszyliśmy w drogę dotarliśmy do krateru po wygasłym wulkanie. W przeciwieństwie do tych na filmach czy w bajkach jest wielki. Po wulkanie została bardzo żyzna ziemia, dlatego zostało tam założone miasto. Następnie udaliśmy się do muzeum gdzie mogliśmy poczuć tutejszy klimat. Było dużo pogaństwa, ale po za tym było ok. Później wróciliśmy na obiad. Po obiedzie wszyscy pojechaliśmy busem w 15 osób do Padre Juana Diego, żeby odprawić u niego Mszę. Droga była długa, ale szybko zleciała. Po Mszy usiedliśmy, zjedliśmy bułki, wypiliśmy sok i przez długi czas wszyscy razem się bawiliśmy i śmialiśmy. Widać było radość i szczęście unoszące się w powietrzu. Gdy przyszła pora wracać zapakowaliśmy się i ruszyliśmy w drogę powrotną. W czasie drogi odmawialiśmy różaniec: w pierwszej dziesiątce było zdrowaś Maryjo 5 razy na zmianę z dowolną pieśnią religijną. W drugiej dziesiątce mieliśmy przed każdym Zdrowaś powiedzieć za jakiego kapłana chcemy się modlić. W trzeciej dziesiątce każde Zdrowaś Maryjo było w innym języku. A gdy po 7 razach zabrakło języków było „chwała Ojcu”. Potem dojechaliśmy do pierwszego domu Sióstr więc różaniec dokończyliśmy tradycyjnie. Pierwszy raz odmawiałem taki różaniec.
Dzień 5 18.07 Czwartek
Dzisiejszy dzień był bardziej leniwy. Najpierw po modlitwach porannych i śniadaniu wyruszyliśmy w dość długą drogę spotkać się z wikariuszem generalnym, który pokazał nam miejsce gdzie w niedziele odprawimy Msze Świętą. Ciekawostką jest to, że na drogach szybkiego ruchu czy autostradach można trafić na progi zwalniające i to czasami ustawione w nie dużej odległości od siebie. Później wróciliśmy do drugiego domu Sióstr gdzie jest przedszkole, aby zjeść obiad. W oczekiwaniu na obiad chwilę się bawiliśmy. Dopiero gdy przebiegłem się kawałek doświadczyłem co to znaczy ciężko oddychać w górskim powietrzu. Po obiedzie była dłuższa chwila przerwy. Potem pojechaliśmy do pobliskiego Kościoła na Msze Świętą. Po Mszy pojechaliśmy do rodziny jednej z Sióstr żeby udzielić komunii świętej. Po kolacji wróciliśmy do domu zakończyć kolejny dzień
Dzień 6 19.07 Piątek
Rano wstaliśmy jak co dzień. Błogosławiona monotonia. Po śniadaniu wyjechaliśmy w daleką podróż przez całe miasto do sacro sklepów. Zawiedliśmy się jednak na ich wyposażeniu. Dlatego mało co kupiliśmy. Powrót był długi w korkach. Po powrocie i obiedzie był dłuższy czas na odpoczynek. O 18 były zaplanowane nieszpory a po nich Msza. Nic bardziej mylnego jakby miały się wtedy zacząć. Zaczęły się dopiero o 18:30, ale gdzie się komuś spieszyło. Minął szybko kolejny dzień.
Dzień 7 20.07 Sobota
Dzisiaj msze odprawiliśmy w drugim domu Sióstr dla dzieci z przedszkola i ich rodzin. Potem pojechaliśmy na targ 80 km żeby kupić różne pamiątki. Droga była długa i czasu mało, ale wyjazd udany. Później szybko jechaliśmy do Padre Juana Diego, że odprawić z nim mszę. Spóźniliśmy się 6 minut, ale tym razem (chyba pierwszy raz) zaczął punktualnie. Wróciliśmy więc do domu odpocząć po całym dniu. W związku z tym że nie zdążyliśmy na mszę do Padre Juana Diego to pojechaliśmy odprawić nie daleko w kościele. Ludzie po Mszy licznie się spowiadali. To był błogosławiony czas.
Dzień 8 21.07 Niedziela
Niedziela różni się od tej naszej. Przede wszystkim tym, że jest to dzień pracujący. Wstaliśmy też godzinę później ku mojej wielkiej radości. Po śniadaniu pojechaliśmy w miejsce gdzie nam uprzednio wikariusz generalny pokazał. Na Msze tylko 3 miejscowych przyszło, dlatego siostry poszły po domach i zwołali ludzi. Dzięki temu w całej dużej grupie na sali odprawiliśmy mszę. Po powrocie i obiedzie było leniwe popołudnie. Wieczorem natomiast pojechaliśmy do pobliskiego Kościoła skąd wzięliśmy figurę św. Anny i w procesji poszliśmy do jednego domu. Tam odprawiliśmy mszę świętą. Obok świnie wolały jak szalone – pierwszy raz w takich warunkach uczestniczyłem we Mszy. Po Mszy dostaliśmy skromny poczęstunek. A na koniec zrobiliśmy zdjęcia z kaczką – jak się okazało która została sprezentowana dla Sióstr. Po wszystkim w końcu można było odpocząć.
Dzień 9 22.07 Poniedziałek
Dzisiaj planujemy wejść na Ruku Pichincha. Wyjechaliśmy o 9 z domu. O godzinie 11:00 byliśmy pod górą. Najpierw kolejką wjechaliśmy na 4000 m. Po drodze mieliśmy przepiękne widoki całego Quito. Później ruszyliśmy na szlak. Droga łącznie zajęła nam 4,5 h. Było bardzo ciężko, byłem wykończony. Ciężko się oddychało na tej wysokości, było zimno i padał śnieg. Jednak osiągnięcie szczytu dało niezapomnianą radość i dumę. Po drodze mieliśmy bardzo ciekawe spotkanie z Polakiem. Jak się okazało jest misjonarzem, Franciszkaninem, który mieszka od 5 lat w Quito. Potem przez 2,5 h schodziliśmy w dół. Nie mogłem się doczekać aż wrócę i będę mógł odetchnąć. Po powrocie coś zjadłem i się umyłem. Potem jeszcze Msza Święta i można było zakończyć ten długi dzień pełen przygód. 4696 metrów osiągnięte.
Dzień 10 23.07 Wtorek
Dzień zaczyna się leniwie. Nie mamy sił wstać na jutrznię więc wstajemy na śniadanie. Później dzień przebiega w dalszym ciągu leniwie. Po obiedzie jedziemy na targ z owocami. Wieczorem kontynuować nowennę przed świętem świętych Anny i Joachima. Najpierw procesja z figurkami z domu do domu, a następnie msza. Po powrocie pomagamy dokończyć szykowanie sali na jutrzejszą uroczystość zakończenia roku szkolnego. W końcu można odpocząć.
Dzień 11 24.07 Środa
Po modlitwach i śniadaniu mamy chwilę przerwy. Potem o godzinie 10 rozpoczyna się msza święta, która jest początkiem zakończenia roku szkolnego. Następnie następują uroczystości. Jest to bardzo ładna i ważna uroczystość dla tych młodych ludzi. Reszta dnia mija leniwie, a wieczorem jak zawsze jedziemy na mszę w czasie nowenny. Tym razem świętujemy 11 urodziny syna w jego domu. To jest dobry czas. Później można wracać i iść spać
Dzień 12 25.07 Czwartek
Dzisiaj 3 msze święte. Zaczynamy od pogrzebu. Później msza parafialna, a na koniec tradycyjnie nowenna. Niestety zatrułem się dziś zupą, w której było dużo cebuli i ośmiornica. Na szczęście herbata ze spirytusem uratowała mój żołądek. Na końcu dnia można kłaść się spać z radością, bo jutro trzeba wstać dopiero na godzinę 8 na śniadanie.
Dzień 13 26.07 Piątek
Dzisiaj można było sobie pospać. Dzień przebiegał bez większych różnic. Dziwna była tylko msza, w czasie której modliliśmy się za małżeństwo które jest po rozwodach i mają ślub cywilny. Wiele pracy jest tutaj żeby uświadomić jak ważna jest nierozerwalność małżeństwa. Później pojechaliśmy pobłogosławić ich dom. Dali w ramach podziękowania mięso ze świnki… Teraz piątkowy post dopiero czuć.
Dzień 14 27.07 Sobota
Dzisiaj odpust. W przygotowaniach do odpustu w codziennych mszach brało łącznie udział 20 osób, więc większej frekwencji się nie spodziewaliśmy. Ku naszemu zdziwieniu kościół był pełny i była to prawdziwa uroczystość dla parafii.
Dzień 15 28.07 Niedziela
Niedziela to dzień Pański więc można dłużej pospać. Zaraz po śniadaniu pojechaliśmy jak tydzień temu odprawić msze na górze. Potem szybko na odpust do Padre Juana Diego. Parafia jego jest bardziej bogata, standardy zbliżone do europejskich. Po mszy zostaliśmy zaproszeni do restauracji na obiad. Pierwszy raz od dwóch tygodni widziałem księdza w sutannie. Po powrocie do Sióstr pojechaliśmy do szpitala, żeby nawiedzić księdza po wypadku, który przeszedł kilka operacji. Wraz z nim odprawiliśmy mszę świętą. My modliliśmy się za niego, a on za nas.
Dzień 16 29.07 Poniedziałek
Dzisiaj jest przepiękna pogoda. Najpiękniejsza dotychczas. Po śniadaniu jedziemy do ogrodu botanicznego. Droga jest dosyć długa i jedziemy w 7 osób pięcioosobowy autem. Muszę Lejbana trzymać na kolanach, ale mimo to podróż jest przyjemna. Ogród był ładny. Potem pojechaliśmy do sklepu Konferencji, ale niestety się pogubiliśmy, ponieważ Tanita pomyliła budynek konferencji z kurią. Po wielu korkach dotarliśmy do celu. Po powrocie odprawiliśmy Mszę, a reszta dnia już była leniwa.
Dzień 17 30.07 Wtorek
Dzisiaj nic się nie zapowiada do południa. Jednak po śniadaniu przychodzi Fatima, żeby pomóc jej w ogrodzie. Pomagamy i jest miło i radośnie. Po południu przyjeżdża natomiast Mama dziewczyny, która studiuje w Polsce. Zabiera nas do siebie na obiad. Obiad jest bardzo pyszny, mieszka na bogatej dzielnicy, której broni uzbrojony ochroniarz. Ksiądz Marcin zatruł się wcześniej zjedzonym owocem. Po gościnie jedziemy do sklepu kupić rzeczy na jutrzejsze wyjście w góry. Po powrocie Msza święta, kolacja i spanie.
Dzień 18 31.07 Środa
Dzisiaj rozpoczyna się pielgrzymka. Na początku czytam wiadomość od Przyjaciela jaka to szkoda że mnie nie ma. Po śniadaniu o 6 jedziemy na Cotopaxi. Podróż jest długa. Widoki niezapomniane. Po dojechaniu na wysokość 4,500 m zaczyna się wędrówka. Powietrze jest dla mnie jednak za gęste. Płuca mnie bolą i rezygnuję. Razem z Jeleną i Siostrą Patrycją zostaję w aucie. Po 3 godzinach powrócił Jarek z Księdzem Marcinem, którzy osiągnęli 5100 m. Wracamy do domu po powrocie trzeba odpocząć. Później nieszpory, Msza, kolacja i można iść spać
Dzień 19 1.08 Czwartek
Dzisiaj wybieramy się do dżungli. Rano o 6:15 planowana Msza rozpoczyna się o 6:40. Po śniadaniu wyjeżdżamy razem z Siostrą Patrycją i Jeleną. Podróż jest długa, bo trwa aż 6 godzin mimo 200 km do pokonania. Nagle z 2800 m n.p.m. znajdujemy się 400 m czyli prawie jak w domu. Jest bardzo wilgotno. Zaraz po zakwaterowaniu się w hotelu idziemy coś zjeść. Ceny są niskie. Po posiłku płyniemy łódką do pobliskiej wioski indiańskiej. Jest już nieco nowoczesna, bo mają nawet prąd. Zwiedzamy ich wioskę, a potem wracamy do miasteczka. Jest ono bardzo spokojne i miło nastawione. Pełno dzieci bawi się na ulicy. Całe życie dzieje się na ulicy. Po odpoczynku idziemy jeszcze na miasto. Idzie z nami miejscowy chłopak – 10 letni Aleksander. Razem idziemy coś zjeść, ale ja jeszcze po obiedzie nie zgłodniałem. Nie do pomyślenia, żeby 10 letni chłopak poszedł z obcymi do restauracji. Nie do pomyślenia u nas. Jednak tutaj trzeba porzucić nasze myślenie. Na ulicy po drodze mijamy siedzące i odpoczywające małpki. Po powrocie można w końcu położyć się spać, ale trzeba czuwać, żeby żadna jaszczurka w nocy nie pogryzła.
Dzień 20 2.08 Piątek
Rano Aleksander przyszedł nas pożegnać. Wyruszyliśmy w drogę powrotną. Najpierw zajechaliśmy na śniadanie do pobliskiej miejscowości. Okazało się, że zrobiliśmy niezłe kółko. Potem jechaliśmy, aż zajechaliśmy do przepięknej kaskady. Cóż za siła natury. Pierwszy raz miałem tęczę pod stopami, wręcz na wyciągnięcie ręki. Potem pojechaliśmy na jakiś pagórek gdzie były huśtawki nad dżunglą i domek na drzewie. Niestety deszcz zimny padał i było mało przyjemnie. Potem już prosto do domu. Droga długa i męcząca. Po dojechaniu kolacja i msza. Następnie można się położyć w miejscu gdzie nie lata coś co chce mnie zabić.
Dzień 21 03.08 Sobota
Dzisiaj bardzo leniwy dzień się zapowiada. Modlitwy jak w niedziele o 7:30 później śniadanie i odpoczynek. Posprzątaliśmy trochę dom i znowu odpoczynek. Potem Msza święta, obiad i znów odpoczynek. O 17:30 adoracja Najświętszego Sakramentu, a po niej nieszpory. Następnie przyjeżdżają z Marianas, ponieważ Fatima zgubiła telefon. Siadamy do kolacji gdzie jest dużo śmiechu. Następnie idziemy na różaniec. Postanowiliśmy wyjść na zewnątrz co było złym pomysłem. Pełno psów które nie dawały nam spokoju. Na koniec, jako że była jeszcze młoda godzina, pooglądaliśmy razem kabarety i można było iść spać.
Dzień 22 04.08 Niedziela
Wstajemy i modlitwy o 7:30. Pogoda dzisiaj brzydka, nie ma słońca i zimno. Po śniadaniu jedziemy do górnej części Quito, żeby o 10 jak co tydzień odprawić Mszę. Siostry są jakoś nie w humorze, ale ostatecznie dojeżdżamy. Na miejsce przyjeżdżają też Siostry z Marianas. Po mszy zmieniamy auto i jedziemy do domu. O 13 planowany jest pogrzeb. To mój pierwszy pogrzeb w niedziele. Po mszy jedziemy oddać auto, bo przyjeżdża po nas Pan, która nas zaprosił na obiad. Dzielnica gdzie mieszka jest bardzo bogata. Zjechało się więcej osób, żeby nas poznać. Po posiłku, rozmowach, grze w ping – ponga wracamy z powrotem do Sióstr. Razem z Siostrami odmawiamy nieszpory, a później kolacja. Podczas kolacji mrożące krew w żyłach opowieści o Chupacbra. Można iść spać.
Dzień 23 05.08 Poniedziałek
Dzisiaj msza o 7 rano, a wcześniej jutrznia. Potem o 9:50 (planowana 9) przyjeżdża po nas Pan, żeby nas zabrać na wycieczkę. Zwiedzamy piękne jeziora, a po jednym nawet pływamy. Potem jeszcze na targ kupić jakieś pamiątki. Zwiedzanie miasta. Po drodze zatrzymujemy się w restauracji na pysznym jedzeniu. Wieczorem docieramy do Szwagra. Dom jest bardzo zamożny. Zostajemy w trójkę skierowani do pokoju z dwoma łóżkami. Nie mamy już sił myśleć jak rozwiążemy ten problem. Okazuje się później jednak, że każdy ma własny pokój. Długo siedzimy i rozmawiamy. Potem można w końcu położyć się spać.
Dzień 24 06.08 Wtorek
Wstaje przed 7 żeby się ogarnąć. Potem śniadanie. Przed 9 się żegnamy i wyjeżdżamy. Jedziemy nad jezioro, które powstało w kraterze wulkanu. Wieje wiatr zimny, ale słoneczko miło świeci. Wypływamy żeby zobaczyć wysepki które powstały przez wieki. W wodzie nie ma żadnych zwierząt, tylko kaczki pływają blisko brzegu, głębokość natomiast sięga 140 metrów. Później jedziemy zjeść… Świnkę morską. Dziwne doświadczenie, smakuje trochę jak kurczak tylko słodsze. Później wracamy już do domu. Droga ma trwać kilka godzin. Idę od razu spać. Budzę się po 1,5h jak już jesteśmy na miejscu. Siostry mają rekolekcje w ciszy. Wieczorem wraz z rekolekcjonistą, Włochem, odprawiamy msze z nieszporami. Później kolacja i można iść spać
Dzień 25 07.08 Środa
Dzisiaj do popołudnia odpoczynek, a popołudniu planujemy jechać do schroniska, żeby się zaklimatyzować. Jutro pojedziemy na jeden wulkan, a pojutrze na kolejny. O 10 odprawiamy Mszę. Większość czasu jest leniwa. O 16 okazuje się, że nie jedziemy dziś tylko jutro o 10. Idziemy więc na Msze z siostrami. Później kolacja i można iść spać. Dziś nic ciekawego się nie działo.
Dzień 26 08.08 Czwartek
Wstajemy rano na jutrznię wraz z Siostrami. Po śniadaniu odprawiamy Mszę. O 10 nasi znajomi piszą, że będą za pół godziny. Przyjeżdżają o 10:50. 5 osobowym autem przyjeżdżają w trójkę. Nas też jest trzech. Ciężka podróż w 6 osób. Jedziemy na Antisane. Droga długa, a ostatni etap bardzo ciężki. Kilka razy musieliśmy wychodzić żeby odrzucać kamienie z drogi. Sprzęgło jest palone. Ostatecznie dojeżdżamy do miejsca, gdzie już dalej auto nie da rady. Postanawiamy iść pieszo, a nasi znajomi zostają. Po chwili jedzie auto – może nas podwiezie. Zatrzymuje się, a na pace siedzą już nasi znajomi. Dojeżdżamy do schroniska. Jest przepięknie. Tam pijemy herbatę i my w trójkę idzie się kawałek przejść. Te widoki są jak w filmach. Potem wracamy znów na herbatę i zjeżdżamy do naszego auta. Już jest późno, niedługo ciemno, dlatego wracamy. Po drodze przerwa na posiłek. Źle znoszę różnice wysokości, boli mnie głowa. Ostatecznie dojeżdżamy i można się umyć i iść spać. Jutro o 8 wyjeżdżamy wszyscy razem znowu.
Dzień 27 09.08 Piątek
Dzisiaj wstajemy później niż zwykłe. Śniadanie. Umówieni jesteśmy na 8. Przyjeżdżają o 8:03 – szok. Razem jedziemy na kolejny wulkan. Busem wygodniej niż autem pięcioosobowym w 6 osób. Na same góry wejść nie możemy bo nie mamy pozwolenia. Dojeżdżamy koło pięknego jeziora. Później idziemy trasą wyznaczoną – jest zimno ale pięknie. Potem możemy wracać do domu. Czuję już zmęczenie. Po drodze zatrzymujemy się na posiłek. Po powrocie do domu chwila odpoczynku a potem Msza. Dzisiaj kończą się rekolekcje sióstr. Wieczorem już można się położyć i dać odpocząć nogom.
Dzień 28 10.08 Sobota
Wstajemy dziś wcześnie, bo już o 6:30 modlitwy. Po śniadaniu trochę wolnego czasu, a potem jedziemy na targ do Quito kupić pamiątki. Wracając zatrzymujemy się w jednym miejscu. Dziewczyny gdzieś poszły, więc my na pyszne lody. Potem musimy wracać, bo o 16 pobłogosławienie domu. Nie zostajemy na poczęstunek, ponieważ jedziemy na msze do góry do Quito z okazji 15 urodzin. Ludzi jest ponad 100. Do komunii niestety przystępuje 7 osób, a z osób zgromadzonych na uroczystości tylko solenizantka. Ma miejsce dziwny obrzęd poświęcenia butów na obcasie, które po raz pierwszy włoży młoda dziewczyna. Później wracamy do Sióstr na kolację. Trzeba iść spać, bo jutro kolejny dzień i kolejne obowiązki
Dzień 29 11.08 Niedziela
Wstajemy jak co niedziele o 7:30 po śniadaniu jedziemy na górę do Quito na Mszę Świętą. Jest dużo nowych osób co cieszy. Na zakończenie Mszy trzeba pożegnać się z ludźmi. Później wracamy do Sióstr. O godzinie 13 u Sióstr w kaplicy będzie chrzest. Z powodu spowiedzi wszystko się opóźnia, ale to dobrze. Chrzest przyjmuje dwóch chłopców około 8 lat. Później planowaliśmy obiad w KFC. Zostaliśmy jednak zaproszeni przez jedną z rodzin na obiad po chrzcie. Pomyliliśmy domy i dlatego zostaliśmy zaproszeni także do drugiej rodziny. Po zjedzeniu (nie do końca) pierwszego obiadu poszliśmy w drugie miejsce. Tam dostaliśmy tyle samo do jedzenia. Znowu nie daliśmy rady dojeść – resztę wzięliśmy na jutro. Później można wracać do Sióstr żeby w spokoju strawić te posiłki i nabrać siły na kolejny dzień.
Dzień 30 12.08 Poniedziałek
Dzisiaj leniwy dzień. Po wstaniu o 7 i modlitwach śniadanie. Potem postanowiliśmy posprzątać kaplicę i pokoje. Na obiedzie zdecydowaliśmy, że pojedziemy jeszcze do sklepu, żeby dokupić rzeczy do Polski. Do końca dnia nic się nie działo. Trzeba zacząć się pakować.
Dzień 31 13.08 Wtorek
To już przed ostatni dzień. Rano modlitwy i do obiadu nic szczególnego nie robimy. Po obiedzie jedziemy na pogrzeb kuzynki Siostry Eli, która popełniła samobójstwo. Kościół jest pełny ludzi, bardzo smutna ceremonia. Później pieszo wracamy do Sióstr. Dobrze robi taki spacerek. Dzisiaj też Siostra Rosa ma operacje. Dzięki Bogu przebiegła pomyślnie. Kolacja przebiega w bardzo miłej atmosferze. Po zjedzeniu posiłku bawimy się jeszcze w zabawy słowne. Pełni radości rozpoczynamy ostatnią noc w tym miejscu.
Dzień 32/33 14.08 – 15.08 Środa/Czwartek
Wstajemy jak zwykle. O 7:30 Msza z jutrznią na której są wszyscy którzy mogą. Później jemy śniadanie. Idziemy się pakować do końca. o 12 na pożegnanie obiad. Jest bardzo uroczysty i bardzo pyszny. Dostajemy prezenty, robimy sobie zdjęcia. Później pakujemy się do busa i żegnamy się z tymi które jadą do Siostry Rosy. Większość natomiast wsiada z nami, żeby nas odwieźć. Na lotnisku czekają na nas rodzice Lusy, żeby się pożegnać. Żegnamy się wszyscy z radością za przeżyty czas, ale i pełni tęsknoty, że już się skończył pobyt. Później już na pierwszy lot. Lot przebiega strasznie. Wiatr wieje blisko 300 km/h. Trzęsie potwornie. W Panamie nie miła niespodzianka, bo jeszcze jedna kontrola i trzeba wyrzucić picie, które kupiłem w Quito. Następnie drugi lot, bardzo długi. Nie mogę spać w nocy. Po doleceniu do Frankfurtu jest już środek kolejnego dnia. Tam na lotnisku Msza Święta. Później ostatni lot do Polski. W końcu stawiamy stopy z powrotem na Ojczystej ziemi.

