Archive for Relacja – Misja Ekwador 2013

niedzielne zapiski – darek

Dzis przypada swietowany u nas juz od tygodnie Dzien Mamy. W modlitwie wiernych sa One od kilku juz dni wspominane. My (los Polacos) tez o swoich Mamach nie zapominamy, Que Dios les bendiga ? Niech Bog Wam blogoslawi! Przed chwila uslyszelismy spiew z kuchni siostr. To dziewczyny skladaly siostrze Lence zyczenia z okazji Dnia Mamy.

W deszczu w piatek szlismy na piechote do Santa Anita na msze. Ja szedlem ze rece z Jesenia (Ghesenia) i jej rowiesnica Karla. Karla prosi Jesenie o opowiedzenie bajki. Najpierw Czerwony Kapturek, potem Trzy swinki. Jesenia opowiada, Karla i ja sluchamy. Czasem Karla poprawia Jesenie, jesli ta sie pomyli lub zapomni, co bylo dalej. Tak sobie zatem radza te dzieci bez mam i babc, co bajki zwykle opowiadaja.

Jak to w Lacinskiej Ameryce czesto bywa, wszystkie plany moga wziac w leb, i to w ostatniej chwili . Zatem nie pojechalismy na koncert, hobbitowe obdarowywanie nie wyszlo. Do Otavalo tez sie dzis nie wybieramy, samochod nie przeszedl przegladu technicznego, padla hydraulika tylnych hamulcow. Zatem dzien odpoczynku, postaramy sie przygotowac jakis material filmowy z las ninas.

Wczoraj wybralismy sie do Quito, pozwiedzac centro historico. O tym pewnie szerzej napisze mlodziez. Dzieki pieknej pogodzie moglismy sie dobrze przyjrzec Pichinchy, wulkanicznemu 5-tysiecznikowi gorujacemu nad stolica Ekwadoru. Sprobujemy sie z nim zmierzyc w przyszlym tygodniu.

Siotra Lenka opowiada mi troche o siostrach, ktore ze zgromadzenia odeszly.

Kazda z nich po jakims czasie chciala wrocic. Nie zgodzilam sie. Zycie jest jedno, musimy uczyc sie podejmowania jednoznacznych decyzji – mowi.

Pewnie sa tez w tej odmowie wzgledy praktyczne. Nielatwe tu zycie, bedac wewnatrz czasem mozna chyba odniesc wrazenie, ze wykonuje sie syzyfowa prace. Kazdego musza chyba nachodzic takie mysli, zwatpienie w sens swych dzialan, czasem. Przy tak ogromnym wysilku wkladanym we wszystko… Ale jak sie tylko czlowiek znajdzie na zewnatrz (lub z zewnatrz przybedzie, jak ja), wtedy znowu odzyskuje sie prawidlowy obraz. Odpowiedzialna za wszystko Maestra nie moze pozwalac swoim podopiecznym na takie wahania, slabosci. Tak nie daloby sie pracowac.

I tu, w Am. Pld. nadchodza dla kosciola trudne czasy. Musimy byc silne

Zatem usmiech dziecka, jego szczescie, chocby chwilowe i nie do utrzymania na caly czas (jak sprawic, by rodzice zechcieli byc inni) przekaz ewangeliczny, ta podstawa zycia misjonerskiego, o tym co daje szczescie, spelnienie – czyz mozna osiagnac wiecej, na wiecej sie zamierzyc? A przeciez widze jak pieknie rozmodlone sa niektore z mlodziutkich dziewczat na misji, widze ich postawy, slysze, o co i za kogo sie modla w modlitwie wiernych w kaplicy. Dla mnie to kapitalne.

czwartek cd

relacja Darka
Wczoraj troche krotsze zajecia popoludniowe, poniewaz idziemy na msze do Oyacoto. Tym razem jednak ksiadz nie dociera, zatem z sama h. Rosa przezywamy liturgie slowa. Siostra angazujac w dialog wiernych w kosciele , w tym o zgrozo mnie, odnosi sie do dzisiejszych czytan. Analizujac list sw. Pawla mowi, ze aby kogos pokochac, trzeba dana osobe dobrze poznac. Mocno zacheca zatem do poznawania Slowa, czytania Biblii, ktora powinna sie znajdowac w domu najlepiej na stole, pod reka, otwarta, gotowa do czytania. Przypominaja mi sie niedawno czytane slowa Brandstaettera z Kregu biblijnego:
?Codzienna lektura Ewangelii zmusza nas do konfrontacji naszego zycia z nauka Chrystusa. Niechec czlowieka do codziennego czytania Pisma Swietego jest najczesciej owocem lenistwa, bioracego swoj poczatek w uczuciu trwogi przed konfrontacja z prawda Boga.?
Dokladnie takie jest moje doswiadczenie spotkania ze Slowem. Dlatego tym bardziej odnosze zalecenia s. Rosy do siebie.
Znowu zadziwia mnie moc z jaka mowi s. Rosa. Byc moze odbieram ja w tak przekonujacy sposob, bo znam historie jej zycia, a takze widze ja co dzien w akcji. Moge tylko z pokora spuscic oczy i miec nadzieje, ze czestsza konfrontacja z Pismem i mnie potrafi choc troche przemienic.
Zaraz po mszy z chlopakami, kilkoma las ninas i Heidi, jako prowadzaca modlitwe, udajemy sie na rozaniec do Santa Anita. H. Maria wraz z Patrycja i Sandra pojechaly na rocznicowe uroczystosci do zaprzyjaznionego ksiedza w Canar. I Heidi prowadzi cale spotkanie, pewnie, z usmiechem. Sadze ze trafia do dzisiejszych gospodarzy. Na betonowje posadzce dywan, taki, ktory znam z polskich domow sprzed kilkudziesieciu lat, ten sam wzor, rzeklbym babciny, i cieniutki taki, wychodzony. I tez poczestunek, goracy kisiel i ciasteczko.

czwartek

Zabawa zwiazana z moimi urodzinami rozpoczela sie po kolacji i trwala prawie do dziesiatej. Wszyscy bawilismy sie swietnie. Byla coca cola i przekaski. Dostalem kilka laurek i cos do zawieszenia na szyje od dziewczyn oraz Biblie po hiszpansku i figurki z mazapanu od s. Lenki. Biblia duzym drukiem, co zrozumiale w moim wieku. Piekny prezent, kolejna motywacja do zglebiania Slowa i nauki hiszpanskiego jednoczesnie.

Wybaczcie mlodziezy, ze tak malo pisze. Zmeczenie, malo czasu, ale obiecuja, ze cos dodadza. Zwlaszcza zdjecia, a mamy ich troche, na razie z Oyacoto, bo do tej pory nigdzie dalej poza Calderon sie nie wybralismy.

Przed dwoma dniami zachwycilo mnie pranie reczne, pokochalem je prawie tak, jak Asia pranie w pralce. Cztery stanowiska, obok mnie las ninas. Instruuja co i jak, juz czuje sie jak ekspert. Wygodne to, nie trzeba sie nachylac a i pogadac jest kiedy, czlowiek sie nie spieszy, cala gora prania przed nami, super. Woda wprawdzie tylko zimna, ale dzieki szczotce nie odczuwa sie zimna. Zaraz obok linki do powieszenia wyranych rzeczy, zeby tylko pamietac o zdjeciu prania przed deszczem. Z tym najtrudniej.

Dzis obiad musial starczyc na wiele wiecej osob, niz zwykle, niespodiewani goscie, los bomberos i ktos jeszcze. Po obiedzie rozmowy siostr o swych podopiecznych, dzis o tych z najtrudniejszych rodzin. Smutne to losy. W te smutna tonacje wpisuje sie mama s. Patrycji, ktora tymczasem mieszka tu z nami i pomaga w kuchni. Pochowala juz 5 ze swych dzieci, meza.

Zmęczenie

Rozmawialismy z Asia i Tomkiem przez Skype,a – wlasnie wrocili z podrozy po Rumunii. Skorzystalismy z kamer i wszystkie mlodsze dziewczyny sie zbiegly, zeby zamienic kilka slow z dona Joanna i Tomkiem. Koniec dnia byl jednak ciezki  – zajecia z las ninas musimy lepiej przygotowywac, aby mogly wiecej skorzystac. Wieczorem juz troche o tym rozmawialismy, dzisiaj po obiedzie bedziemy kontynuowac.
Juz wczoraj siostry, ktore sie zwiedzialy o moich dzisiejszych urodzinach (50.), wykrzykiwaly na moj widok Que vive cumpleanero!. Dzis rano obudzily mnie spiewy przed drzwiami, gitara. Wysciskalismy sie serdecznie. Dziekuje za zyczenia, Roma. W sobote ma byc w Quito jakas supergwiazda Am. PLd. i s. Maritza zapytala, czy wspomoglbym finansowo dziewczyny, zeby mogly go zobaczyc. Muzyka chrzescijanska, chodzi wiec tez o przezycie duchowe. Czuje sie troche jak hobbit, ktory rozdaje prezenty na swoje urodziny. Dziewczyny chca cos w formie prezentow przygotowywac, probuje je powstrzymac, mowiac, ze najwiekszym dla mnie prezentem jest ich obecnosc tutaj i usmiech. Moze sie uda. Pewnie beda las dancas.

Zmeczenie duze, ale jak wieczorem patrzy sie na twarze siostr, to trzeba zamilknac i nic o sobie wiecej nie mowic. Pamietam swa rozmowe telefoniczna z h. Rosa. Wszystko dobrze. Tylko duzo pracy – odpowiada na me pytanie, co slychac. Tak, pracy maja duzo … ponad sily. Wczoraj los Polacos (mlodzi) przygotowali pizze, Paula stwierdzila, ze dobrze by bylo gotowac tu czesciej, bo sisotry padaja ze zmeczenia.

El santo rosario ? zawiozlem sam grupke misjonerska pod PanAmericane, gdzie zawsze zostawiamy samochod u przyjaciol siostr w drodze do Santa Anita. Potem 15 minut marszu i docieramy. W salonie jedynym meblem poza sofa i krzeslami jest TV, na podlodze kafle. Dom nowy, na tutejsze warunki elegancki. Powoli schodza sie ludzie, rodziny z dziecmi. Pewnie ok. 20. Plus my z s. Maria, kilka las ninas i zaprzyjaznieni muzykanci, co graja tutaj na mszy. Po dziesiatce rozanca czytania i ich wyjasnianie przez pelna misjonarskiego ognia hermane. Potem jakies zabawy – spiewanie z pokazywaniem, Elliot uzywa swych aktorskich umiejetnosci i jest jeszcze weselej, niz zwykle. Dziewczyny doslownie pokladaja sie ze smiechu. Na koniec jeszcze Ojcze nasz po polsku i poczęstunek – sucha bulka i goracy, slodki napoj.
Dzisiaj przyjechala do nas ze swa bebe mama Anahi, Esperanza. Bardzo dziekowala Pauli za bajke, specjalnie napisana dla Anahi. Mieszka z mezem na polnocy Quito, maz pracuje w jakims supermarkecie, 10 godzin dziennie, 7 dni w tygodniu. Po dwoch tygodniach pracy ma weekend wolny. Anahi pewnie w przyszlym roku pojdzie do innej szkoly, bo tu codziennie dojezdza prawie dwie godziny do Calderonu, skad razem z innymi dziecmi zabiera ja na misje h. Liz busikiem.
Trzymam kciuki za wszystkich maturzystow i czekam na Wasze relacje, zwlaszcza z angielskiego. Adios!

Niedziela-Poniedzialek

Oczywicie stalo sie to czego, zgodnie z prawem Murphyego nalezalo sie spodziewac. Czyli coz zlego i bez sensu jednoczesnie. Zepsulo sie moje lozko. (OCZYWISCIE.) Polamalo, znaczy. Nie, nie pode mna i nie, nie jest to moja wina. Ani niczyja inna w sumie. Zycie.

Dzisiaj (niedziela) sporo biegania, dwa mecze, kosz i noga. Przez to drugie mam obecnie lekko napuchnieta warge, ale bylo fajnie. Pilka prawie nam wpadla do przepasci raz czy dwa, ale odzyskalismy.

Pon wycieczka do Calderon, juz drugi raz w tym tygodniu, ale dziesiaj na targach znacznie mniej do wyboru, ostatnie czerwone banany okazaly sie nie byc w najlepszej formie. Szkoda, bo chyba wszyscy uwazamy je za najsmaczniejesze.

Uczenie dzieci znacznie bardziej meczace niz lekcje z dziewczynami, dobrze ze trwaja krocej. Wszystkie klasy, niezaleznie od wieku, przerabiaja dokladnie ten sam, podstawowy material. Dochodze wobec tego do wniosku, ze nie jest dobrze. A oni, w przeciwienstwie do las ninas niechetnie przyswajaja wiedze (choc gdy im powiedziec, ze ahora ingles, to szaleja ze szczescia, logika jak dla mnie odrobine niezrozumiala).

Dziewczyny dopiero co skonczyly tanczyc. Wczoraj chlopaki pokazywaly im salse, bardzo im sie podobalo.

Wrocila Teresa, Niemka ktora przyjechala tu na rok. Po angielskiemu najwyrazniej nie mowi, na to przynajmniej wychodzi. Nie rozumiem tego swiata.

Iles osob poszlo na rozaniec po domach, nie wiem kto dokladnie, ale mamy tak chodzic chyba trzy razy w tygodniu.

Pojawi sie, mysle, troche zdj ludzi, jak to zostalo zasugerowane, ale dopiero po uporaniu sie z problemami technicznymi.